Forum www.krislilley.fora.pl Strona Główna
+++ Zaufać śmierci +++...ODCINEK 1 !

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.krislilley.fora.pl Strona Główna -> Nasze wymyslone telenowele
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scarlet
Rozkręcony
Rozkręcony



Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: London city ;D

PostWysłany: Nie 15:50, 06 Kwi 2008    Temat postu:

Nooo tela fajna hehe już czytam ją troche to wiem,że fajan no nie Very Happy?
Bardzo fajna ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ana_Patricia
Rozkręcony
Rozkręcony



Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 1:35, 07 Kwi 2008    Temat postu:

Piszesz ją też na innym forum nie? Poczytam sobie Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Genesis
Administrator



Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami

PostWysłany: Śro 15:51, 09 Kwi 2008    Temat postu:

Ana_Patricia napisał:
Piszesz ją też na innym forum nie? Poczytam sobie Laughing

Tak piszę ją również na innym forum,ale tutaj też będę dodawać odcinki.
Mam nadzieję,że telenowela się Wam spodoba,bo z wszystkich 3 była najbartdziej przemyslana o całkiem innej fabule Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ana_Patricia
Rozkręcony
Rozkręcony



Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 52
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:14, 10 Kwi 2008    Temat postu:

No jestem ciekawa Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Genesis
Administrator



Dołączył: 05 Kwi 2008
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Miami

PostWysłany: Pią 18:02, 11 Kwi 2008    Temat postu:

ODCINEK 1
Entrada: [link widoczny dla zalogowanych]



Rok 1979.Dla rodziny Del Rio był wspaniały,ponieważ na świat miało przyjść pierwsze dziecko Violetty i Victora.Oboje bardzo tego pragneli.Ich największym marzeniem było założyć własną rodzine i obdarzyc ją szczerą miłością.Mieszkali na obrzeżach miasta w przytulnym domu.Byli szczęśliwi,brakowało im jedynie dzieci o których tak bardzo marzyli.Kilka miesiecy póżniej na świat przyszła ich córeczka.Nazwali ja Carmen,w tym także dniu na dziecko została rzucona klatwa.Do dziś jednak nie wiadomo kto i dlaczego rzucił ją na tę dziewczynkę.Mówi ona o tym,że każdy mężczyzna,którego pokocha Carmen zginie.Moze byc to też człowiek z rodziny.
Rok 1984.Wigilia.Carmen zyskała rodzeństwo siostrę Lynette i braciszka Roberta.Ogródek rodziny del Rio wygladał bajecznie,gdy się do niego weszlo czuło sie jakby wszyskto przeniosło się w kraine Królowej Śniegu.Ogór obsypany sniegowym pierzem,w którym swietnie bawiły się dzieci lepiąc bałwany czy zjeżdżając na sankach.Zwisające sople,niczym naszyjnik zrobiły strop ogrodowej budowli.Gałęzie drzew ciężkie od sniegowego pierzu,rośliny otulone delikatnym puszkiem świeżego śniegu.Tak było i tego grudniowego dnia.Co wigilie było cudownie,wchodząc do domu odrazu czuło się świąteczna atmoswere.
- Mamusiu moge Ci pomóc.?-spytała Lynette.
- Oczywiście skarbie.Usiądż tu i pomożesz mi wszystko przygotować-powiedziała Violetta.
- A gdzie tatuś.?-spytała Lynette.
- Niedługo powinien przyjść do domu.-odpowiedziała Violetta.
- Roberto i Carmen bawią się na górze,a ja przyszłam do Ciebie bo powiedzieli,że nie ma im przeszkadzać.-odrzekła smutno Lynette.
- Nie martw się,niedługo po Ciebie przyjda-powiedziała Violetta biorąc na ręcę córeczkę.
- Mamo.!Mamo.!-wołała Carmen razem z młodszym bratem.
- Co się stało.?!-spytała Violetta.-Czemu tak krzyczycie.?-dodała po chwili.
- Moge iśc razem z Robertem ulepić bałwana.?Prosze.!Chcemy ulepić go dla taty-powiedziała.
- Sama nie wiem,Roberto jest jeszce za mały ma dopiero 3 latka-powiedziała.
- Mamusiu..obiecuje,ze będę grzeczny i nigdzie sie nie oddale-powiedział.
- No dobrze.Zgoda ale zaraz wracajcie-powiedziała Violetta.
- Ja zostane z Toba mamo-powiedziała Lynette.
- Nie chcesz iść z nimi na dwór..?-spytała Violetta.
- Nie.! chce tu zostać i poczekac na tatusia-powiedziała.

Tymczasem Carmen bawiła się z braciszkiem..
- Trzymaj szlik.!zaraz zawiażemy go bałwanowi-powiedziała.Naraz zebrał się silny wiatr,Roberto puścił szalik,a on z wiatrem wznósł się nieco wyżej i poceciał za ogrodzenie.
- Szybko musimy go zabrać.!-powiedziała Carmen biegnąc w stronę bramy.Bez zgody otworzyła ja i ciągnąc brata za rączke pobiegła w stronę gdzie unosił się czerowny szaliczek.Biegli w pogoni za nim,Carmen zapomniała słów mamy,nigdy sama nie mogła opuszczać terenu domu,tym bardziej,ze koło ich miejsca zamieszkania co jakis czas przejeżdżał pociąg.
- Już prawie go mamy.!Zaczepił sie o gałązke-odrzekła zdyszana Carmen,jej brat nie wiedział co się stało,bezsilnie stał na torach kolejowych wpatrzony w to co robi jego starsza siotra.Oboje nie zauwarzyli nadjeżdżającego pociągu...po chwili było juz za póżno.Malutki Roberto zginał na miesjcu tuż obok domu.
To był dla wszysktich wileki szok.Violetta obwiniała sie o smierc syna,jednak mogła liczyć na wsparcie męża.Co dodawało jej sił do dalszego życia.Wiedziała,że ma dla kogo zyc,pustkę wypelniały jej dwie pozostałe córeczki oraz ukochany mąż.

Dokładnie rok póżniej nastała kolejna wigilia,z tym pierwsza rocznica śmierci ukochanego Roberta.Z rana cała rodzina udała sie na cmentarz.Święta nie miały juz tego samego uroku co rok temu.Brak krzyków małego Roberta każdemu wdawały się we znaki.Jakis czas póżniej Carmen z ojcem pojechała po choinkę,a Lynette jak zwykle pomagała mamie w kuchni.
- Nie mogę się doczekać jaką choinkę przywiozą-powiedziała Lynette.
- Na penwo piękną,ale nie oszukuj mnie bardziej czekasz na to co znejdziesz pod choinka.?-spytała ze śmiechem.
- Tak..kocham prezenty-powiedziała i przytulila się do matki.
Tym czasem Victor z cóką jechal smaochodem po choinke.
- Tatus zobacz to moje rysunki,podobają Ci sie.?-spytała.
- Sa piekne-powiedział i wział do ręki jej rysunki.Nie zauważył nadjeżdząjącego z naprzeciwka samochodu ciężarowego.Stracił panowanie nad autem,ulice byly poktyte cieńką warstwą lodu....
- Kocham Cie bardzo..wyjmę ciasto z piekarnika jest już gotowe-powiedziała Violetta.
- Mamo dzwoni telefon-powiedziała Lynette.
- Prosze Cię skarbie podaj mi słuchawke-powiedziała wyjmujac ciasto z piekarnika.
- Tak slucham.?-spytała Violetta.
- Pani del Rio.?-spytał.
- Tak to ja.Z kim mam przyjemnoiśc.?-spytała.
- Miquel Montes,lekarz.Mam dla pani złą wiadomość.Dzownię ze szpitala.-powiedział.
- Co się stało.?-spytała zaniepokojona Violetta.
- Pani córka i mąż mieli poważny wypadek samochodowy.Córka żyje,lecz niestety pani mąż nie miał tyle szczęścia-odrzekł lekarz.

To było wprowadzenie w historie rodziny del Rio.Mam nadzieje,że odcinek przypadł Wam do gustu.Pozdrawiam was serdcznie.Nowy odcinak już niebawem,pojawia się też inne postacie z obsady;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.krislilley.fora.pl Strona Główna -> Nasze wymyslone telenowele Wszystkie czasy w strefie GMT + 5.5 Godzin
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002 Christina Richards, phpBB 2 Version by phpBB2.de
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
 
Regulamin